Historie z UPA

Bandy UPA na ziemi horynieckiej 11 – Rozbicie sotni „Szuma”

Po zdobyciu informacji na temat okolicy, gdzie miał przebywać „Szum”, od razu wyruszono do wyznaczonego miejsca i rozpoczęto poszukiwania. Ponieważ nie znano dokładnej lokalizacji bunkra, żołnierze musieli ręcznie przeszukać każdy metr lasu. Używano do tego celu tzw. sond, czyli metalowych prętów i bagnetów na karabinach. Żołnierze szli tyralierą i nakłuwali każdy kawałek ziemi. Poszukiwania trwały półtorej godziny, aż w końcu jeden z żołnierzy trafił na właz z desek. Jak poprzednio dziura miała 50×50 cm i była głęboka na ok. półtora metra i potem skręcała w bok. Od bunkra biła głucha cisza. Jak zwykle walnięto do środka rakietę dymną, która miała za zadanie wykurzyć tam przebywających. Zamknięto od razu pokrywę i czekano kilkanaście minut. Nie było żadnego odzewu. Wtedy na ochotnika jeden z żołnierzy wskoczył do bunkra (pochodził ze Śląska, nazywano go Handzlik, zgłaszając się zawołał: Pieruna! Obywatelu majorze, jo wliza!) wchodząc wystrzelił serię z pepeszki, ale i to nic nie dało. Okazało się że w środku był tylko stary kożuch. Gdy następnie inni zaczęli wchodzić do środka, okazało się że był pusty i było tam też trochę słomy na leże, stare garnki, koce i szmaty. Niezadowolony z braku efektów akcji dowódca postanowił zorganizować zasadzkę w tym miejscu, domyślając się, że istnieje możliwość, że upowcy wrócą do tego bunkra. Kilkunastu żołnierzy okopało się w okolicy bunkra i czekali, dowódca oddziału z obstawą pojechał do Werchraty, do starej cerkwi, gdzie był sztab, tam była radiostacja. Na miejscu sporządzono meldunki i przesłano je do Rzeszowa do sztabu brygady KBW. Postawiono warty, dowódca położył się na leżu do snu a telegrafista nadawał, wołając co chwila: Wisła! Wisła! Tu San! Tu San zgłoś się, Ja słyszę! Czy słyszysz mnie?

Śpiących nagle obudziły strzały, niebo rozjaśniało od wystrzelonej rakiety, wartownicy wznieśli alarm. Okazało się, że z lasu wystrzelono trzy rakiety świetlne i było słychać serie strzałów. Szybko zebrano żołnierzy z zapasem amunicji, bronią i ruszono do lasu. Okazało się, że o 1:30 grupa upowców postanowiła przedrzeć się przez pierścień okrążenia w miejscu, gdzie operowała inna grupa. Żołnierze oświetlali teren rakietami i prowadzili wymianę ognia z upowcami przez pół godziny, kilku zabito, ale nie wiedziano do końca ilu ich tam było. Przybyłe posiłki wojskowe dokładniej obstawiły teren i czekano aż do świtu. Okazało się, że w na otoczonym terenie ktoś się schował i na siłę postanowili się wyrwać.

Tymczasem do dowódcy doszła wiadomość, że coś się dzieje przy otoczonym bunkrze. Szybko udał się tam oddział, by podjąć akcję. W nocy gdy jeden z żołnierzy postanowił wejść do bunkra i zapalić papierosa, usłyszał nagle kaszlanie i podejrzane rzężenie, potem strzały z pistoletu. Szybko wyskoczył z bunkra i zaalarmował kolegów. Siedziano cicho i czekano na rozwój sytuacji. Następnie rozległy się strzały z oddali, okazało się że z innego bunkra, okrążonego przez inny odział, tam na siłę chcieli się wydostać banderowcy i rozszalała się walka. Rano znaleziono tam 5 zabitych. Potem ujęto jeszcze dwóch żywych, którzy ocaleli ze strzelaniny.

Szybko przy rzekomo pustym bunkrze zebrał się oddział i postanowiono przeszukać bunkier. Był wokół obłożony grubymi drewnianymi belkami. Jedna ze ścian była podejrzana, inaczej wyłożona belkami, poprzecinanymi w poprzek. Gdy pchnięto obluzowane belki, wpadły do środka, ukazał się wtedy tunel i drugi bunkier. Okazało się, że leży tam 5 banderowców i kobieta. Jeden z banderowców dawał oznaki życia, szybko wyciągnięto go na powierzchnię i szybko przetransportowano go do szpitala w Lubaczowie. Okazało się, że kobieta była łączniczką sotni „Szuma”, została uduszona, wśród zabitych był sam „Szum” i jego adiutant, który był zastrzelony. Szum nie miał śladów postrzału, zapewne pozabijał swoich towarzyszy i na końcu sam się otruł.

Ciała zabrano i położono przed sztabem. Gdy okoliczni mieszkańcy się o tym dowiedzieli zaczęli się schodzić, by zobaczyć oprawców. Po kolei mówili: to on powiesił mojego męża, nastoletni chłopiec zawołał, że to on zastrzelił jego ojca, gdy napadł na jego wioskę…

Rannego banderowca odratowano, gdy wyzdrowiał, zeznał że wiedzieli iż są okrążeni przez wojsko i czekali do nocy, bo myśleli że żołnierze odejdą i uda się im uciec. Niestety stwierdzili, że wojsko trwa na swoich pozycjach. „Szum” własnoręcznie udusił łączniczkę gdyż miała co chwilę ataki kaszlu i bał się że ich zdradzi. Gdy w pierwszym bunkrze zobaczyli jakieś światło, „Szum” postanowił zastrzelić swojego adiutanta i potem ocalałego kompana. Dzięki zeznaniom ocalałego banderowca znaleziono inne bunkry sotni „Szuma” i rozbito ją całkowicie. Sekcja zwłok „Szuma wykazała, że otruł się cyjankiem potasu.