Ludzie

Moje wspomnienia związane z Markiem Janczurą

22 stycznia Pan Marek Janczura ze swoimi strzelcami miał się udać na Kobylankę, przy sprzyjających warunkach także miałem się tam pojawić z Panem Bronisławem. Miał to być pewien ciąg zapoczątkowany 13 grudnia 2013 roku. Snułem plany wielkiej reaktywacji lokalnego patriotyzmu i uświadamiania społeczeństwa, odnośnie lokalnej historii. Chciałem też zapoczątkować akcję oczyszczania i renowacji cmentarza wojennego w Nowinach, nawet podjęte są już kroki ku temu. Tymczasem w dniu kiedy miałem się już umawiać, wszystko runęło. Co teraz? Co z okrągłymi rocznicami historycznymi? 100 lat od wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, 70 lat po mordach UPA na naszej ziemi, 570 lat istnienia Horyńca…

Jeżeli nie znajdzie się godny następca, obchody na ziemi Horynieckiej będą mizerniejsze niż kiedykolwiek. Do tego wiele innych bardziej prywatnych planów, które znacząco wzbogaciłyby naszą historię, a także życie społeczne. Odszedł człowiek, który był depozytem niezwykłej wiedzy i zacięcia społecznego. Jego chwila słabości, która w tym roku mogłaby zostać przezwyciężona i dużo namieszać w naszym regionie, niespodziewanie ścięła kosą człowieka i zabrała daleko stąd.

marekDotąd w to nie wierzę, mam wrażenie, że może się okazać, że to co wszyscy wokół mówią, to pomyłka. Ale jakoś nikt tego nie chce dementować… i niestety nie zdementuje.

Pamiętam jeszcze dość dokładnie, jak Pan Marek pojawił się w Horyńcu. Historii uczyła wtedy Pani Dyś, ale prawdę mówiąc, nie szło jej to zbyt dobrze, jak sam mówiła, rozminęła się z powołaniem. Opowiadała, że miała być tancerką, ale musiała zostać nauczycielką. W ósmej klasie podstawówki (rocznik 81) przejął nas młody nauczyciel z Oleszyc. Wpadł do klasy (o ile pamiętam, na pierwszym piętrze pierwsza klasa od wschodu) przedstawił się, wspominając o tym, że dla niego najciekawszym okresem historii była II Wojna Światowa, która właśnie była „na tablicy”. Wspominał też, że w szkole przezywali go „Jaszczur”, ale my tak nie powinniśmy do niego mówić. W ogóle to chyba była jego pierwsza lekcja w naszej szkole, albo jedna z pierwszych. Pamiętam też klimat klasy lat 90tych. Niewygodne ławki, stare meble, stare wysłużone mapy. Przy takiej jednej ze starych map, zaczęła się dla mnie jedna z najbarwniejszych lekcji jaką pamiętam. Pan Marek, niczym telewizyjny Wołoszański, snuł opowieść związaną z wojną. Było to tak drastycznie inne od tego co mieliśmy wcześniej i tak nasiąknięte pasją, że aż hipnotyzowało. Nie wiem jak było z moimi kolegami, ale tak zafascynowała mnie historia, że dostałem 5 na koniec roku, a w szkole średniej zdawałem starym systemem maturę z historii, osiągając z łatwością dobry wynik. Jeszcze na początku ósmej klasy, nigdy bym nie powiedział, że historia to coś, na co warto zwracać uwagę. Pan Marek zmienił moje zdanie diametralnie. Na tyle skutecznie weszło mi to w krew, że po ukończeniu nauki, nie mając już natłoku zajęć szkolnych, naturalnie zacząłem zgłębiać niuanse historii. W pewnym momencie zainteresowania zaczęły się zawężać do historii regionalnej, by w końcu przerodzić się w kolekcjonerstwo i szczegółowe zgłębianie luk historii, szczególnie ziemi horynieckiej. W niektórych aspektach mogłem spokojnie podejmować polemikę z Panem Markiem, ale nadal w wielu aspektach czuję się niezwykle malutki. Między innymi dlatego też czuję smutek. Odszedł człowiek, który zabrał ze sobą niezwykły bagaż pokrewnej mi osobowości pod kątem pasji i sposobu patrzenia na świat. Wiedzę da się z czasem jakoś nadrobić, choć pewnie niektóre rzeczy przepadły. Ale wiele cenniejsze jest coś innego. Tym czymś jest samo – poczucie obecności i odbieranie świata. Nie wiem, jaka była by moja droga, gdyby Pan Marek pojawił się wcześniej w Horyńcu. Jestem świadomy, że ominęło mnie i moją klasę szereg niezwykłych chwil. Byliśmy pierwszą klasą jaką uczył i tylko niecały rok szkolny.

Potem nastał czas nauki w innych miejscach, rozłąka z Horyńcem i rok w wojsku. Patrzyłem potem z oddali, jak Pan Marek zaczyna formować Strzelca w Horyńcu. Po służbie w wojsku, patrzyłem na to trochę jak na zabawę, ale bardzo potrzebną i kształtującą osobowość adeptów.

Gdy zadomowiłem się już na dobre w Horyńcu, z kolegami penetrowaliśmy teren, na swój sposób podobnie jak Pan Marek ze Strzelcami. Moje drogi powoli zaczęły się znów zazębiać z Panem Markiem, ale jednocześnie słyszałem o jego kłopotach. Cóż, życie się różnie układa. Już snuliśmy plany przeczesywania pewnych miejsc… sądziłem, że na tę wiosnę czeka Horyniec wiele niezwykłych odkryć. Chciałem tym razem namówić Pana Marka do występu na Festiwalu Folkowisko, jako regionalista, który opowiadałby niezwykłe historie turystom, bo w 2013 roku mi się wymigał. No cóż, zarówno jak Pan Burek, tak i Pan Marek, odeszli za wcześnie. Mamy teraz w Horyńcu wielką dziurę.

Dziś udostępniając na swoim Facebooku status sprzed 5 miesięcy Pana Marka, o brzmieniu:

mnie nie ma,,,,,,,,,,,,

Pani Anna odpowiedziała:

Nie MARKU!!! JESTEŚ!!!jeszcze bardziej niż kiedykolwiek

To chyba sedno tego, co chciałem napisać. Jeżeli ktoś odchodzi, wtedy dopiero odczuwamy jego obecność, ale tylko w jednym przypadku, jeżeli znajdą się ludzie i miejsce, gdzie tę pamięć będzie można kultywować. W tym roku dokończę inicjatywy i zrealizuję plany, które będą jednocześnie dziełem ku Jego pamięci.

uczeń Grzegorz