Newsy

Wspomnienia z dzieciństwa

Każde pokolenie, ma swoje indywidualne wspomnienia i przygody, najczęściej powiązane z jakimś obszarem. Sam osobiście mogę tylko opisać pokolenie, którego młodzieżowa aktywność przypadała na początek lat 90tych, a obszar oddziaływania to ścisłe centrum Horyńca. (jeżeli ktoś ma ochotę, może napisać coś podobnego, zostanie z czasem opublikowane, jako hołd swojemu pokoleniu, a także ekipie z danego obszaru, to nasza horyniecka historia, zwykłych ludzi, w rzeczywistości niezwykle pasjonująca).

Ktoś kto wychował się w Horyńcu, miał zawsze swoje grono przyjaciół, zazwyczaj powiązane z dziećmi z najbliższego obszaru. Taką dość niezwykłą grupę stanowiła „ekipa” z centrum Horyńca. Wymienię nawet imiona tej męskiej części: Adam, Arek, Grzegorz, Grzesiek, Mariusz, Andrzej, Paweł, Marek, Bogdan, Marian, Darek, Krzysiek, oraz Damian i Dominik. Szczególnie wiązał sport, piłka nożna i koszykówka. Poza rozgrywkami podwórkowymi niemal codziennie, dochodziło wiele innych niezwykłych zajęć, zabaw i przygód. Naszym naturalnym środowiskiem życia, zabawy i wypraw było centrum Horyńca. Może to dla niektórych zabrzmieć nieco „pańsko”, ale nasz teren, na którym rządziliśmy, zamykał się w granicach, które wyznaczały takie punkty jak: od południa blokowiska, na wschód okolica pałacu Ponińskich, który był też swego rodzaju przejściową strefą wpływów. Od okolicy zachodu było to boisko szkolne i jego okolica z placem tzw. „Leśniczówki”, okolica Policji, Parku i centrum Horyńca mniej więcej do rzeki i dalej „Złodziejówki”. Ten teren był przez nas niemal idealnie wyeksplorowany i niejako kontrolowany. Przeżyliśmy swoje dzieciństwo w cieniu Teatru Dworskiego, Pałacu, dzikich zarośli doliny strumienia, który wypływał ze stawów pałacu (dziś zasypana, wykarczowana, staje się polem rozbudowy Horyńca). Nie sposób wymienić wszystkich zakątków, bowiem inny teren był interesujący w zimie, gdzie szukało się górek do zjeżdżania, a inny w lecie, czy na jesień. Sezonowość i pory roku, sprawiały, że hordy młodocianych wybierały się na „rabunek” owoców w sadach, czy też truskawek z pól. Naturalnie lato było czasem, gdzie niemal codziennie płonęły ogniska, ot tak, by przy nich posiedzieć, pogadać, niekoniecznie coś jeść. Z perspektywy czasu też można powiedzieć, choć trudno mi wskazywać, czy w innych rewirach było inaczej, że jak przystało na wychowanych pod Teatrem Dworskim i „pałacami”, nie szukaliśmy rozrywek z alkoholem, czy papierosami. Dopiero przy pełnoletności niektórzy sobie pozwalali na skorzystanie z tego przywileju.

Zarówno miejsce, jak i towarzystwo stworzyło niezwykły klimat naszej ekipy. Dorośli lubili nazywać takie hordy dzieci bandami. Bowiem to co wyprawiały takie bandy, czasem się w głowie nie mieści. Pomysłowość dzieci często jest niezwykła. Oprócz ogołacania drzew z owoców i pól z truskawek, potrafiliśmy wszczynać wojny! Ale to już temat na oddzielny wpis. Tą serią wspomnień, chciałbym zarazić innych do refleksji i opisów. Opowieści ludzi z bloków, złodziejówki, truszy, sioła, to inna bajka i inne niezwykłe przygody.

Grzegorz